Robótka czeka…

Dobry wieczór! (Bo przecież tu zawsze jest wieczór 😉 )

Jeszcze raz chcę podziękować wszystkim Przemiłym Osobom, które odwiedziły mnie w sobotę na targowym stoisku w Warszawie!

To naprawdę niezwykle miłe, widzieć Was – i tych znajomych, i tych zupełnie dotąd nieznajomych. Wspaniale jest z Wami rozmawiać i poznawać Was choć odrobinę. Cieszę się, że mam taką możliwość! 🙂

Ale targi minęły i trzeba wracać do rzeczywistości, co czynię z wielkim zapałem, bo czeka na mnie dużo przyjemnej pracy.

Przy tej okazji przedstawiam Wam moje biurko, tak jak się ono dzisiaj prezentuje.

Teczka po lewej, zielona, skrywa przekład trzech pięknych baśni, właśnie przeze mnie zakończony.

Cztery teczki po prawej to praca, która czeka na mnie w kolejce… Jedna teczka – z moim tekstem, druga z przekładem, trzecia z moim tekstem (w formie, hm, notatek), czwarta z przekładem…

Będzie się na tym biurku dużo działo w najbliższych miesiącach! To na pewno mogę powiedzieć! I niezmiernie mnie to cieszy!

Trzymajcie, proszę, kciuki, a ja swoją drogą – dam z siebie wszystko 😀

Przesyłam Wam ciepłe majowe pozdrowienia – do następnego razu!

A wiosną…

A wiosną, a wiosną stosy kartek rosną – pisze się jedno i (w perspektywie) drugie, tłumaczy się trzecie i zaraz potem czwarte, czasu wprost człowiekowi nie starcza, co jest uczuciem niezwykle przyjemnym, zwłaszcza kiedy się wie, że wszystkie teksty, które teraz zapełniają po brzegi moje biurko i (nie po brzegi) mój komputer, z czasem przeobrażą się z brudnopisowych poczwarek w  książkowe motyle. Juhuu!

W tej chwili na warsztacie mam przekład: niezwykłą baśń, jedną z trzech. Ciekawe wyzwanie i satysfakcjonująca praca. Przy okazji dokonałam też kilku interesujących i zaskakujących – przynajmniej dla mnie 😉 – spostrzeżeń, o czym może kiedy indziej. W każdym razie: będzie z tego piękna książka! Szczegóły w swoim czasie, a na razie tylko zdjęcie… 😉

Ponadto przesyłam Wam wiosenne pozdrowienia – wszystkie cebulki, posadzone jesienią, wykiełkowały i zakwitły, dzięki czemu mam teraz przy domu zagonik szafirków i tulipanów. Co więcej: brzozy po drugiej stronie ulicy już mają czym szumieć!

Słyszę co prawda, że gdzieniegdzie wiosna ociąga się nieco – ale nawet jeśli gdzieś jest chwilowo biało, to przecież pod tą bielą jest już zielono! 🙂 I to jest krzepiąca myśl!

Uściski dla tych, którym świeci słońce i jeszcze mocniejsze dla tych, u których pochmurno albo i śnieży!

Maleńki jubileusz translatorski ;)

Właśnie przed chwilą, stawiając na półce kolejną, świeżutko wydaną książkę, którą przetłumaczyłam na polski, uświadomiłam sobie, że to dokładnie trzydziesty tytuł przełożony przeze mnie z angielskiego! Z okazji tego minijubileuszu – foteczka 😉

Mogę też Wam zdradzić, że wśród moich licznych tegorocznych tajemnych planów (z których część ujawni się dopiero w przyszłym roku) znajduje się również kolejny przekład, dla poznańskiego wydawnictwa: będą to trzy baśnie napisane przez brytyjskiego klasyka, niewydane dotąd po polsku – rzecz wielce przyjemna! 🙂

Zaglądajcie tu, jeśli jesteście ciekawi – o wszystkim będę Was systematycznie informowała 🙂

Tymczasem przesyłam Wam uściski i oddalam się do pracy… 🙂

Zza biurka

Ha, więc powoli lato dobiega końca! Powoli, bo jednak liście są jeszcze (w większości) zielone, ale już inne jest słońce i inne powietrze, nastały chłodne wieczory i świerszcze grają jakby głośniej. Lubię!

Przyznam się Wam, na tej końcówce wakacji, że dawno nie miałam tyle roboty, co ostatnio – ale to też lubię!

Głowę mam pełną bohaterów „Haczyka” oraz ich przygód – moje myśli przypominają w tej chwili bardzo ściśle plecioną makatkę z kilkoma luźnymi wątkami. Co się z tego ostatecznie wysnuje – zobaczymy, sama jestem ciekawa, dokąd mnie zaprowadzą moje nowe postaci. 🙂

Oprócz tego jednak, że myślę o nich, robię notatki i zapisuję na komputerze coraz to kolejne strony, szykuję się też na wznowienie „Srebrnego dzwoneczka”. Zapowiada się śliczny tomik! Nie mogę się nacieszyć 🙂 W związku z nowym wydaniem trzeba jednak wprowadzić trochę zmian – więc w przerwach między pisaniem „Haczyka” a ostatnimi szlifami w kończonym przeze mnie właśnie przekładzie (o tym za chwilę) dopasowuję dawne dzwoneczkowe ilustracje do nowego formatu. O, takie będą, duże, od brzegu do brzegu (błękitne linie wyznaczają krawędzie książki):

WP_20150818_001
WP_20150818_002

A skoro już o tym mowa: trafiłam ostatnio na niezwykle miłą recenzję, o TUTAJ. Niby to recenzja „Srebrnego dzwoneczka”, ale tak naprawdę – wszystkich moich książek. Wielka to dla mnie radość, czytać takie słowa napisane przez Mamę, która moje książki czytała razem ze swoimi dziećmi. Bardzo dziękuję! 🙂

Nad czym jeszcze pracuję?

Nad tłumaczeniem. Gotowy tekst przekładu lada moment odpłynie z mojego biurka do wydawnictwa.

A potem już głowę będę miała zupełnie, zupełnie wolną! I będę mogła poświęcić się w stu procentach „Haczykowi”. Okropnie mnie do tego ciągnie – bardzo lubię, kiedy akcja mi się rozkręca, gna naprzód, aż ją muszę gonić, aż palce nie nadążają, a jeśli muszę z jakiegoś powodu przerwać – niecierpliwię się, kiedy będę mogła znów usiąść przy komputerze i skończyć wątek. Więc już za chwileczkę nastąpi ta chwila. Co tam chwila – cała masa czasu przeznaczonego wyłącznie na nową książkę. Hura!

Trzymajcie się ciepło, korzystajcie z sierpnia – ja mam przed sobą jeszcze jeden krótki wyskok, o czym pewnie też później skrobnę. Uściski dla Was wszystkich!

Coraz bliżej wiosny

Siedziałam właśnie przy biurku nad przekładem „The Tragedy Paper” Elizabeth LaBan…

tragedypaper

…(miło się teraz pracuje; światło jest już zdecydowanie nie zimowe, chociaż dziś niebo mocno się zachmurzyło – a jeszcze wczoraj był tylko czysty, jasny błękit), kiedy nagle zza okna usłyszałam ptaka. Chwilę trwało, zanim to ćwierkanie dotarło do mojej świadomości – i musiała minąć jeszcze jedna chwila, zanim umiejscowiłam je na mapie zapamiętanych dźwięków: to jest ten ptak, który ćwierka zawsze wczesną wiosną! Wtedy, kiedy ostatnie śniegi wsiąkły już w ziemię, kiedy gwałtowne, wiosenne podmuchy przynoszą nowe, wiosenne zapachy, a z gałązek lada chwila wytrysną młode listki.

Co to oznacza?

Wiosna jest coraz bliżej, a my jesteśmy coraz bliżej wiosny! Spojrzałam w kalendarz – jeszcze tylko sześć tygodni! Od razu człowiekowi robi się raźniej 🙂

Teraz zima popędzi z górki na łeb, na szyję – i ani się nie obejrzymy, jak wokół zrobi się zielono.

Zanim to jednak nastąpi, można skrócić sobie czas oczekiwania korzystając z dobrodziejstw karnawału – zostały ostatnie trzy tygodnie z kawałkiem! W Tłusty Czwartek wybieram się na spotkania autorskie do Nowego Tomyśla – myślę, że będzie to bardzo przyjemny sposób spędzenia tego dnia.

PS Nie nazwałabym „The Tragedy Paper” „opowieścią o pierwszej miłości”, jak piszą na amerykańskiej okładce – a w każdym razie na pewno nie tylko. Pierwsza miłość to zaledwie pretekst do zupełnie innych, bardzo ciekawych rozważań.

Na rozgrzewkę

Zima w końcu przyszła – prawie zupełnie znienacka (pomijając oczywiście fakt, że jest styczeń, więc wszystkiego można się spodziewać). Jest mróz, jest śnieg, a nawet gruba warstwa lodu na wszystkim, począwszy od chodników, poprzez trawę, furtkę, na latarniach kończąc.

s-a-b

To, co widzicie na prawej połówce powyższego zdjęcia to moje zimowe biurko (zabałaganione niemożliwie, ale starałam się upchnąć bałagan poza kadrem…) – a na nim to, nad czym właśnie pracuję. (I przy czym się grzeję – choć to książka wbrew pozorom wcale nie o lecie – ale: na rozgrzewkę najlepsza jest praca!) Przekład książki Summer and Bird (Lato i Ptaszynka) Katherine Catmull. Poniżej możecie zobaczyć okładkę amerykańskiego wydania (mam cichą nadzieję, że w polskim pozostanie ta sama, podobnie jak liczę na to, że zostaną także cierniste winietki na początkach rozdziałów).

s-and-b

Książka jest niezwykła – zaczarowała mnie od pierwszego zdania. To baśń o dwóch siostrach – Lato i Ptaszynce – które pewnego ranka budzą się i odkrywają, że ich rodzice znikli. Kolejne zagadkowe tropy prowadzą je do lasu, a stamtąd… jeszcze dalej. I choć to baśń, nie nadaje się dla dzieci! Jest miejscami dość straszna – ale to wychodzi jej na duży plus 🙂 Amerykański wydawca poleca Lato i Ptaszynkę od 12. roku życia, ja nie jestem pewna, czy nie przesunęłabym jeszcze tej granicy. Na, powiedzmy, 14-15 lat. Oryginalna i hipnotyzująca – taka jest ta książka. Zakończenie odrobinkę rozczarowuje (po tak emocjonującej i oszałamiającej lekturze chciałoby się mieć również oszałamiający finał) – ale i tak jest to pozycja absolutnie warta uwagi! Nigdy w życiu nie czytałam podobnej książki.

Więcej – po tej lekturze inaczej patrzę na ptaki w naszym ogródku…

kos

Stały się teraz dla mnie bardziej tajemnicze i obce – jakby były czymś więcej, niż nam się zwykle wydaje.

dzwoniec

Przekład oddaję wydawnictwu Akapit Press już niebawem, sądzę że książka ukaże się pod koniec lutego. Polecam gorąco!

Mogę też powiedzieć, że powoli zabieram się za kolejny przekład – również bardzo dobrej książki, choć już zupełnie nie baśniowej. The Tragedy Paper – tak brzmi jej oryginalny tytuł, autorką jest Elizabeth LaBan. Cieszę się, że wpadły mi w tym roku dwie tak ciekawe pozycje do przetłumaczenia. Lubię takie wyzwania 🙂

A moja własna książka… cóż, czeka na swój czas. Ale czai się za rogiem, a w głowie składają mi się w coraz większą i pełniejszą całość coraz to nowe fragmenty i obrazy. Dojrzewa opowieść, dojrzewam do niej i ja. Wkrótce coś z tego wyniknie. Stay tuned, jak mówią Wyspiarze 🙂

jemioluszka

PS Ach, i oczywiście – pamiętajcie dziś o Waszych Dziadkach, tak jak wczoraj (na pewno!) pamiętaliście o Babciach. I ja życzę im wszystkim sto lat i pociechy z wnuków! 🙂