Znam ludzi, którzy nie lubią listopada, grudnia – bo zimno, mokro i ciemno.
Znam ludzi, którzy nie lubią lipca, sierpnia – bo gorąco.
Ale nie znam nikogo, kto by nie lubił maja. A Wy?
No, może maturzyści mają w tej kwestii mieszane uczucia, ale… pomyślcie, co by było, gdyby maturę zdawało się na przykład w grudniu!
Co do maja – nie ma lepszego miesiąca spacerowego. Prawda?
W naszej okolicy stoi stary młyn, nieczynny odkąd pamiętam. Jako dziecko chodziłam tam na spacery z rodzicami, teraz chodzimy tam na spacery z naszym dzieckiem. A młyn wygląda ciągle tak samo, tylko droga do niego jakby się skróciła.
Szukałam o nim informacji w internecie, ale nie znalazłam ani jednej. Ani do kogo należał, ani kiedy przestał być czynny. Nic.
W pobliżu znajdują się stawy z dzikimi gęsiami i łabędziami i płynie rzeczka, na której znajduje się śluza. Woda spada z hukiem i pieni się, i wiruje w straszliwej głębi. W tej kipieli miotają się czarne i srebrne ryby, usiłując jakoś utrzymać kierunek, ale zawsze prąd zmiata je w przeciwną stronę.
Dalej rzeczka płynie sobie spokojnie, mijając schludne ogródki i zbocza usiane mleczami, stokrotkami i niezapominajkami.
Ale do młyna można też dojść od drugiej strony – wtedy trzeba przekroczyć rzeczkę, na której w jednym miejscu jest bród (latem miło przechodzi się tamtędy na bosaka), a czasami bywa też mostek. Bywa, bo zwykle albo jest wiotki i nie wytrzymuje próby czasu, albo podmywa go woda, która niekiedy płynie tu całkiem wartko. Dlatego przez większość czasu żadnego mostka tam nie ma. Są za to wokół pola i lasy – na polach wypatrzyliśmy kiedyś świeże ślady borsuka, obserwowaliśmy bociany i jastrzębie. Z kolei nasz psiak uwielbia tam rozgrzebywać kretowiska, choć i grubszą zwierzynę chętnie by pogonił po lesie…
Kiedy wyjdzie się z lasu, widać wokół bujnie kwitnące krzewy; na zielonych łąkach panoszą się ogromne, stare drzewa – wysokie świerki, kryjące tajemniczą ziemiankę…
…grube topole pełne jemioły i rozbuchane kasztanowce, które rosną w pięknej zielonej alei, prowadzącej wprost do młyna.
Miły to musiał być widok, kiedy młyn jeszcze pracował. Aż chciałoby się zajrzeć do środka, ale wszystkie drzwi zamknięte są na głucho. Kiedyś wydawało nam się, że w oknie na najwyższym piętrze widać wyraźnie twarz starego młynarza (albo jego ducha!), ale chyba jednak była to tylko obwieszona folia, którą zabezpieczono okna od wewnątrz.
Człowiek ma potrzebę zaludniać w wyobraźni opuszczone miejsca, które kiedyś należały do jakichś nieznanych, dawnych ludzi. Spędzili w jakimś domu czy gospodarstwie nieraz całe swoje życie, byli do niego przywiązani i nie chcieliby go opuścić. Dobrze, jeśli czasami ktoś przywraca te miejsca do życia i daje im kolejną szansę. Szkoda, kiedy niszczeją. Nasz młyn na razie należy do tej drugiej kategorii – mam nadzieję, że ktoś znajdzie na niego jakiś ładny pomysł, zanim się rozsypie. Chociaż póki co – trzyma się nieźle.
A majowe drzewa nad nim szumią.
Czas na ogłoszenia!
Tegoroczny maj spędzam aktywnie w terenie: najpierw wybieram się do Słupska, gdzie w przyszłym tygodniu rozpoczyna się XXI Słupska Wiosna Literacka – jak już wspominałam, bardzo to pozytywna impreza, niezwykle mili bibliotekarze oraz wielu znamienitych gości. Wszystkich, którzy będą mogli się zjawić, zapraszam na inaugurację. Odbędzie się ona we wtorek 13 maja w Teatrze Rondo w Słupsku, przy ul. Niedziałkowskiego 5, o godzinie 13.00. W ramach Wiosny czeka mnie szereg spotkań autorskich w szkołach i bibliotekach – już się na nie cieszę!
A wkrótce po powrocie obieram kierunek przeciwny i zmierzam do stolicy, wprost na Stadion Narodowy, gdzie odbędą się kolejne Warszawskie Targi Książki. Zapraszam w sobotę 24 maja w godzinach 13-14 na stoisko Wydawnictwa Akapit Press (120/D15).
A potem już dam się całkowicie ponieść „Rzece”, a raczej – będę się starała ją okiełznać 😉
Do zobaczenia w Słupsku i Warszawie!
I spacerujmy, póki trwa maj… 🙂
O, jak ja lubię chodzić po mojej okolicy i odkrywać coraz to nowe ścieżki i zakątki. Odkrywać, że nawet najzwyklejsze miejsca są niezwykłe tylko dlatego, że ktoś tam kiedyś był i żył. Dziękuję Emilko za opis tak pięknej majówki. Nawet zapowiadany deszcz w niedzielę nie odstraszy mnie od przechadzki 🙂
I pomyśleć tylko, ile takich zwykłych-a-niezwykłych miejsc czeka na nasze odkrycie! Nic tylko buszować i rozglądać się wokół! Spacerując majowo, oczywiście 😉
Jak malowniczo. U mnie też jest stary, opuszczony młyn. Również niszczeje, jednak nie występuje w tak pięknym miejscu. Kwitnący kasztanowiec mnie zachwycił, jego objętość i kształt kuli. Częściej się spotyka bardziej strzeliste kasztanowce.
Do tego wszystkiego kwitną bzy!
Szkoda, że nie ma spotkania autorskiego na południu Polski. Może kiedyś się doczekam;-). Pozdrawiam.
Piękne miejsce spacerowe! Z zawodowego punktu widzenia patrząc, smakowity kąsek z tego młyna. W wolnych chwilach pomyślę sobie nad tym, jak bym go zaadaptowała, żeby na tym nie stracił. To ważne, żeby zabytek był użytkowany (niezbędne minimum – ogrzewanie, drobne prace konserwacyjne), szkoda, że ten nie jest. Ale to prawda- trzyma się zupełnie nieźle, dzielny staruszek. Pewnie tak to jest z budynkami przyzwyczajonymi do ciężkiej pracy. 😉
Mój małżonek zareagował na ten młyn podobnie – zaraz mu się uruchomiła wyobraźnia. Widać to taki odruch architekta 😉
Dziękuję Ci, Emilko, za ten odświeżający spacer do tajemniczego młyna. Bardzo mi był dzisiaj potrzebny. Śliczne zdjęcia i tak ładnie opowiedziane.