George MacDonald nie jest pisarzem dobrze znanym w Polsce, choć o jego zasięgu i sile oddziaływania powinno świadczyć chociażby to, że za swojego mistrza uważali go tacy pisarze jak J.R.R. Tolkien, C.S.Lewis czy G.K. Chesterton. Gdyby nie MacDonald, być może Lewis Carroll nigdy nie wysłałby do wydawcy „Alicji w Krainie Czarów”. C.S. Lewis, autor m.in. “Opowieści z Narnii” pisał wręcz: “Nigdy nie ukrywałem, że uważam go za swojego mistrza; w rzeczy samej, wydaje mi się, że nigdy nie napisałem książki, w której bym go nie cytował”.
.
Kim więc był ów George MacDonald, zwany „ojcem fantastyki”, autor ponad pięćdziesięciu książek, który zainspirował tak wielu innych świetnych pisarzy? (Zwróćcie uwagę na jego niezwykłe, świetliste oczy!)
W Polsce znane są do tej pory nieliczne dzieła MacDonalda, głównie te dla dzieci („Królewna i goblin”, znana też pod tytułem: „Księżniczka i koboldy”, jej dalszy ciąg „Królewna i Curdie”, „Na skrzydłach Północnej Wichury”, baśń „Złoty klucz” [pojawiła się w antologii „Wielka księga fantasy”] – i powieść dla dorosłych „Tajemnica sir Wiltona”) – jednak już wkrótce ta lista nieco się powiększy! Ale o tym za chwilę.
.
George MacDonald, szkocki pisarz, poeta i duchowny, pochodził ze starego klanu MacDonaldów z Glen Coe. Urodził się w 1824 roku w Huntly w hrabstwie Aberdeenshire, jako syn rolnika George’a MacDonalda i Helen z domu MacKay.
„Farma Huntly, na której George MacDonald spędził dzieciństwo”
Związki rodziny George’a MacDonalda juniora z literaturą były silne i dość znaczące: jeden z jego wujów był wybitnym uczonym, badaczem kultury celtyckiej oraz kolekcjonerem baśni i celtyckiej poezji. Dziadek ze strony ojca wsparł edycję „Pieśni Osjana” – kontrowersyjnego dzieła, które wywarło silny wpływ na europejski romantyzm. Przyrodni wuj MacDonalda był badaczem Szekspira, a jego kuzyn ze strony ojca – kolejnym naukowcem, zajmującym się kulturą Celtów. Oboje rodzice byli zapalonymi czytelnikami, matka znała też kilka języków.
.
MacDonald podstawowe wykształcenie zdobył w wiejskiej szkole, gdzie najchętniej czytano celtyckie mity i Stary Testament (nie dziwi więc, że wyobraźnia i zainteresowania chłopca obrały później taki a nie inny kierunek), a następnie, ukończywszy nauki na Aberdeen University, wyjechał do Londynu, gdzie kształcił się na duchownego w Highbury College (był kalwinistą).
.
W 1850 roku objął parafię w Kościele Świętej Trójcy w Arundel, ale po trzech latach zrezygnował (czy też – został zwolniony) z tej funkcji, ponieważ jego kazania uznano za zbyt odbiegające od dogmatu; niektórzy wręcz zarzucali mu herezję.
.
W 1851 ożenił się z Louisą Powell, z którą miał później jedenaścioro dzieci (przeżył czworo z nich).
Po opuszczeniu parafii w Arundel zaangażował się na krótko w działalność duszpasterską w Manchesterze, musiał jednak opuścić to miasto ze względów zdrowotnych. Osiadł w Londynie, gdzie przez jakiś czas prowadził wykłady na University of London. Nigdy już nie objął żadnej parafii, ale nauczał, głosił kazania i przede wszystkim – pisał, pisał i pisał. (Poniżej zamieszczam kilka pięknych okładek i stron tytułowych znalezionych w internecie – nie mogłam się pohamować!)
.
Debiutem George’a MacDonalda był przekład poezji Novalisa (wydrukowany prywatnie w 1851) – zresztą wpływy tej poezji można zauważyć w książkach szkockiego pisarza – ale pierwszym znaczącym dziełem w jego dorobku jest powieść fantastyczna „Phantastes”, wydana w 1858 roku. C.S. Lewis przeczytał ją po raz pierwszy jako szesnastolatek, a wspominając to, pisał później: „Tego wieczoru moja wyobraźnia w pewnym sensie została ochrzczona”.
.
George MacDonald przyjaźnił się z Lewisem Carrollem, który uważał go za swojego mentora. To MacDonald był pierwszym czytelnikiem rękopisu „Alicji w Krainie Czarów” i jego zachęta oraz entuzjastyczny odbiór książki przez jego dzieci przekonały autora „Alicji…”, by wysłał tekst do wydawcy. Jako zapalony fotograf, Carroll zrobił sporo zdjęć rodzinie MacDonaldów przy okazji licznych wizyt w ich domostwie:
George MacDonald z córką Mary Josephine i synem Ronaldem, fot. Lewis Carroll
Irene i Mary Josephine MacDonald z przyjaciółką, Florą Rankin (pośrodku – bardzo intrygująca dziewczynka, prawda? Szukałam informacji, co się z nią potem stało, ale niestety nic nie znalazłam.), fot. Lewis Carroll
.
Rodzina MacDonaldów z Lewisem Carrollem
W 1872 MacDonald został zaproszony na serię odczytów do Stanów Zjednoczonych, gdzie poznał wielu kolegów po piórze, m.in. Ralpha Waldo Emersona, Henry’ego Wadswortha Longfellowa i Marka Twaina (ten ostatni podobno z początku czuł niechęć do szkockiego gościa, ostatecznie jednak chyba się polubili).
Ze względu na zły stan zdrowia w 1881 roku MacDonald przeniósł się do Włoch i zamieszkał w miejscowości Bordighera, w domu nazwanym „Casa Coraggio”. Louisa MacDonald, bardzo sprawna pianistka, grywała na organach w pobliskim kościele katolickim i często wraz z mężem organizowała koncerty oraz amatorskie przedstawienia w swoim domu. Pisywała sztuki sceniczne, potrafiła szyć – szyła więc także kostiumy. Po śmierci brata, George’a Powella, odziedziczyła po nim instrument – wspaniałe organy, zbudowane przez angielskiego przedsiębiorcę W.G. Trice’a w jego genueńskiej fabryce. Organy zostały zamontowane w salonie w Casa Coraggio. Cóż to musiały być za niezwykłe domowe koncerty!
Louisa i George w dniu 50. rocznicy ślubu
Louisa zmarła w 1903 roku, a mąż dołączył do niej w trzy lata później –zakończył życie w Ashtead w hrabstwie Surrey w Anglii. Spoczął obok swojej żony na cmentarzu w Bordigherze.
W sporym skrócie przybliżyłam Wam tę fascynującą postać i nieprzeciętną osobowość (choć, niestety, nie napisałam wiele o twórczości MacDonalda! – większość jej, ta nietłumaczona dotąd na język polski, jest mi wciąż jeszcze nieznana, ale już się zaopatrzyłam w to i owo i czekam na przesyłkę!), żeby teraz powrócić do wątku, który musnęłam na początku tego wpisu.
.
Jak wspomniałam, lista przekładów MacDonalda na język polski wkrótce się powiększy, ponieważ już niebawem, w listopadzie, nakładem Wydawnictwa W Drodze ukażą się jego trzy przepiękne baśnie w moim tłumaczeniu.
.
Co wierniejsi Czytelnicy, zaglądający na tę stronę, przypominają sobie być może TAJEMNICZY BAŚNIOWY PRZEKŁAD, który zapowiadałam.
„Lekka księżniczka i inne baśnie” – tak będzie się nazywał ten niewielki zbiorek (146 stron), w którym, oprócz utworu wymienionego w tytule, znajdą się jeszcze „Złoty klucz” i „Serce olbrzyma”.
„Lekka księżniczka” jest cudownie dowcipna, bardzo brytyjska (w najlepszym znaczeniu tego słowa) i miejscami wzruszająca; mistyczny „Złoty klucz” to z kolei tekst niezwykły i poruszający do głębi – pozostawia czytelnika w osłupieniu, zadziwieniu, z sercem w gardle i setką pytań w głowie. „Serce olbrzyma” zaś to baśń może najbardziej „zwyczajna” z tych trzech, ale też ma swoje czarodziejskie, piękne, poetyckie momenty i z pewnością znajdzie wielbicieli.
.
Przyznam się Wam, że była to dla mnie zachwycająca, nieprawdopodobnie przyjemna praca, a zarazem wielkie wyzwanie i spora odpowiedzialność. Mam nadzieję, że zdołałam oddać ducha oryginału i że udało mi się opowiedzieć Wam te fantastyczne teksty po polsku możliwie jak najlepiej, nie ujmując im tego, co w nich najpiękniejsze.
.
Powolutku, jak widzicie, ujawniam kolejne zapowiadane w styczniu niespodzianki. I chociaż myślałam, że więcej ich odsłonię Wam jeszcze w tym roku, wszystko wskazuje na to, że uda mi się to zrobić dopiero w nadchodzącym 2018 (za to może będzie ich więcej naraz…?). Ale mam nadzieję, że ucieszą Was mimo pewnego poślizgu – cóż począć, życie czasami każe nam zwolnić, podrzucając rozmaite własne niespodzianki i przeszkody.
.
Ale na moim biurku przez cały czas dużo się dzieje! Zaglądajcie tu, będę Wam systematycznie zdradzała coraz więcej… 🙂
Źródła informacji o George’u MacDonaldzie:
george-macdonald.com
www.online-literature.com
www.christianitytoday.com
Wikipedia
He, he „Sylaboratorium” odkryte- nie będzie niespodzianki, moźe chociaź „Księzniczka” dotrwa w ukryciu do grudnia. Dzięki za zapowiedz- będzie co czytać po choinką. A księźniczki pewne znane mi osoby lubią… Uściski
Dlaczego te kryjówki na prezenty, które nam się wydają dobre i bardzo sprytnie wymyślone, dzieci znajdują bezbłędnie i bezwysiłkowo? Oto zagadka wszech czasów.
Uściski, wszystkie miłe Gąski i Gąsiorki!
Wspaniała zapowiedź! Ależ ja byłam w Arundel nad rzeką Arun. Szukałam wtedy śladów Eleanor Farjeon i nic jeszcze nie wiedziałam o panu George’u Mac Donaldzie! I jeszcze wątki celtyckie. Dziękuję Emilko za Twoją pracę. A okładka polska bardzo ładna 🙂 Pozdrawiam wieczorowo.
Byłaś w Arundel! Ha! Zdaje mi się, że przypominam sobie ten fakt.
Myślę, że baśnie MacDonalda przypadną Ci do gustu. Są naprawdę piękne 🙂
Dziękuję i ja i pozdrawiam ciepło.
Jaka piękna niespodzianka, już nie mogę doczekać się publikacji przekładu! Gdy zobaczyłam temat wpisu, w środku mi COŚ radośnie zatrzepotało. Podczas pobytów w Szkocji dwukrotnie odwiedziłam Glen Coe, to jest miejsce przepiękne, tam muszą mieszkać niezwykli ludzie 🙂
Cieszę się bardzo, że wpis budzi takie miłe uczucia! A Szkoci chyba w ogóle są niezwykli 🙂
Długo się zastanawiałam po „Tajemniczym baśniowym przekładzie” cóż to być może. Jestem w pełni usatysfakcjonowana rozwiązaniem zagadki. 🙂 A jak ładnie sam autor napisał o swojej pracy – sprawdziłam na stronie wydawnictwa: „Piszę nie dla dzieci, ale dla tych, którzy dziećmi pozostali, czy mają lat pięć, pięćdziesiąt czy siedemdziesiąt pięć”. Wobec powyższego zamówię na pewno! Zwłaszcza, że do dziś, mając lat więcej niż pięć, lubię baśnie.
PS. Jak to miło, że na przyszły rok też są przewidziane niespodzianki! 😉
Cieszę się, że rozwiązanie zagadki okazało się satysfakcjonujące 🙂
Autor w ogóle był fajny, już się cieszę na te jego książki, które do mnie wędrują, bardzo chcę go lepiej poznać.
A niespodzianki na przyszły rok już nabierają ostatecznych kształtów na moim biurku – szkoda, że tak długo trzeba czekać, aż przybiorą formę książki sensu stricto, ale to oczekiwanie też ma swoje uroki 😉 Pozdrowienia!
A pewnie, że oczekiwanie ma swoje uroki! 🙂
Zwłaszcza, że „ostateczne kształty” zwiastują, że to niemal tuż, tuż. Nie ma jednak wątpliwości z drugiej strony, że na to co dobre i ładne czekać można z radością i długo, i dłużej.
Pozdrowienia – i powodzenia!
Dziękuję i pozdrawiam miło! 🙂
Bardzo, bardzo intrygująca zapowiedź, oczywiście prezent pod choinkę będzie. Uwielbiam takie prezenty. Hmm..trochę dla siebie też kupuję, choć to niby dla najmłodszych. Serdecznie gratuluję kolejnego literackiego sukcesu. To ci dopiero wyzwanie! Takie tłumaczenie, hoho. Pozdrawiam cieplutko znad kubka herbaty.
Dziękuję za miłe słowo!
Z tym kupowaniem dla najmłodszych zawsze tak jest. Bo dobre książki są dla wszystkich: i dla małych, i dla dużych. Wiadoma sprawa 😉
Przesyłam ciepłe pozdrowienia w zimny wieczór!
Dobry wieczór!
Jak ja uwielbiam te Pani niespodzianki! Tu słówko, tam słówko, ciekawość rośnie, a w końcu wychodzi taka perełka. Już nie mogę się doczekać!
To teraz jest Pani w pewnym sensie z tym fascynującym pisarzem związana już na zawsze.
Pozdrawiam gorąco i życzę pięknego dnia Wszystkich Świętych. Przypomina mi się zeszłoroczna galeria… Mmmm
Dobry wieczór, Zuziu!
Tak, tak, bardzo lubię robić niespodzianki! Chyba nawet bardziej, niż kiedy ktoś robi je mnie 🙂
Hmm, to miła myśl – być związaną na zawsze z takim literackim mocarzem. Nie patrzyłam na to dotąd w ten sposób. W pewnym sensie to zaszczyt 🙂
A zeszłoroczna galeria nam się udała, co? Też ją dzisiaj wspominałam.
Wszystkiego dobrego, uściski!
Kolejny piękny i arcyciekawy wpis, dziękuję! Trochę smutno wygląda zaniedbany grób Georga Mac Donalda, zwłaszcza na tle udekorowanych grobów przygotowanych na dzisiejsze święto. Ale myślę że zapoznanie polskich czytelników z twórczością autora to jak najpiękniejszy bukiet.
Dziękuję i ja!
Nie jestem pewna, czy grób jest zaniedbany, czy też tak po prostu wyglądają wszystkie groby na tym cmentarzu? Pocieszam się, że tak właśnie jest. W każdym razie sąsiednie, widoczne na zdjęciu, wyglądają podobnie. Ale podobają mi się prostota i skromność tego nagrobka, i nawet te niesforne roślinki (choć część z nich posadzona jest w rządku, więc chyba nie są to samosiejki!). Jest w tym pokora i szczerość. Żadnego zadęcia.
I, tak, myślę, że warto dziś wspomnieć George’a MacDonalda. Dał nam dużo piękna i mądrości – to po nim zostało i zostanie już na zawsze 🙂
Ojejku! Czaiłam się na te baśnie, widząc udostępniony fragment książki, ale że to ten autor? Hura!!! Już się nie mogę doczekać lektury. A „Sylaboratorium” świetne! Doskonale się sama bawiłam przy lekturze, a teraz książka ruszy w świat.
Hu, hu, jak ja lubię robić niespodzianki, no naprawdę! 😀
Cieszę się też stuprocentowo, choć autorką tekstów „Sylaboratorium” jestem tylko w 10% (nie mówiąc już o świetnych ilustracjach, które w całości wykonał Paweł Pawlak), że się ono podoba i wędruje między ludzi. Wesoła lekturka, co nie?
O, nie znałam wcześniej tego autora. Bardzo ciekawa jestem jego baśni i cieszę się, że podjęła się pani przetłumaczenia ich. W oryginale na pewno nigdy bym nie przeczytała, bo języki obce są mi obce i strasznie ciężko idzie mi nauka angielskiego, nie wspominając nawet o niemieckim. Może jeszcze kiedyś się nauczę (oby).
Już nie mogę się doczekać, kiedy je przeczytam. (baśnie, oczywiście)
Miłego dnia wszystkim, szczególnie Naszej Autorce. 🙂
Hej, Kasztanowłosa, jeszcze się nauczysz języków, jestem pewna!
Z drugiej strony, dobrze że nie wszyscy umieją wszystkie, bo dla kogo by się wtedy tłumaczyło? A to taka przyjemność! 🙂
Miłego wieczoru, pozdrowienia!
Bardzo dziękuję, że podjęła się Pani tego tłumaczenia! Będę mogła kupić w ciemno! Zawsze pragnęłam poznać pozostałe dzieła tego autora, choć przekład „Księżniczki i koboldów”, który mam na półce, nie jest chyba udany. Ilustracje też. Czy mogłaby Pani polecić jakieś dobre tłumaczenie?
Wpis fascynujący! Dziękuję!
Dziękuję, zwłaszcza za to „w ciemno”! 🙂
Jedyne inne tłumaczenie „Księżniczki i koboldów” (i chyba jedyne inne istniejące) to „Królewna i goblin”, wydana przez wydawnictwo Muchomor, przekład Magdy Sobolewskiej.
Chesterka, nie Cheserka (hi, hi, to jak fryzjerka).
Bardzo dziękuję za przeniesienie mnie na jedną cudowną chwilę w magiczny świat baśni, który wabi swym pięknem i nie pozwala zapomnieć, że każdy z nas był kiedyś dzieckiem, a co za tym idzie, przypomina o wszystkich prostych i ważnych zasadach, jakimi się wówczas kierowaliśmy :).
Pozdrawiam ciepło 🙂
Znam dwie książki George’a MacDonalda [„Królewna i goblin” oraz „Królewna i Curdie”].
Jestem trochę rozczarowana zakończeniem książki.
Bywa i tak, oczywiście. Ilu czytelników, tyle wrażeń. Ale na przykład te trzy baśnie nieźle się kończą, moim zdaniem
🙂
Gratuluje bardzo pani Emilko ksiazek.A Bordighiera jest blisko nas,bylismy tam z mezem name naszej dwudniowej podrozy poslubnej:-)Szkoda,ze wczesniej nie wiedzialam,ale wszystko jest do nadrobienia.Pozdrawiam serdecznie.
O, no proszę! Ale nic straconego, skoro Bordighera blisko, to zawsze można pojechać jeszcze raz! 😉 Serdecznie pozdrawiam!
Gratuluję przekładu! Bardzo dobrze się czyta polską wersję baśni. Cieszę się że dane mi było uczestniczyć w tym poruszającym dziele. Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję bardzo i gratuluję stylowych ilustracji! Naprawdę pięknie się wpasowują w nastrój tych tekstów 🙂 Serdeczne pozdrowienia!