Kiedy byłam mała – nie bardzo mała, ale mała – lubiłam podczytywać „Ballady i romanse” Mickiewicza.
Mieliśmy w domu między innymi „Ballady, bajki, wiersze” zilustrowane przez Antoniego Boratyńskiego – obrazki były przerażające, począwszy od tego na okładce – ale właśnie to „przerażające” kusiło w dziwny sposób, więc często do tej książki wracałam.
Miałam też osobne wydanie „Pani Twardowskiej” z wcale nie przerażającymi ilustracjami Zbigniewa Rychlickiego – bardzo je lubiłam. Miało tę zaletę, że opatrzono je (nielicznymi) przypisami, dzięki czemu tekst był bardziej zrozumiały.
Bo, rzecz jasna, nie rozumiałam wszystkiego, o czym ballady opowiadały – ale to wcale nie przeszkadzało mi tonąć w tym przedziwnym świecie, pełnym cudów i strachów.
Rzeczą nie do końca jasną był dla mnie na przykład ów „słup”, pod który biegły dzieci w „Powrocie taty”. Oczywiście, jak zawsze, kiedy czegoś nie wiedziałam, dopytałam się u starszych, co to może znaczyć. Przydrożna kapliczka – odpowiedziano mi. To był ten „słup” z „cudownym obrazem”. Ale jak go sobie wyobrazić? Dlaczego słup? Przydrożne kapliczki, jakie znałam, wcale nie przypominały słupa.
Po wielu latach, jako studentka, pojechałam po raz pierwszy na Litwę. I tam odwiedziłam cudowny, wspaniały skansen w Rumszyszkach (mam słabość do skansenów!). Ta wizyta wyjaśniła wszystko.
Do Rumszyszek wróciłam rok temu i w tym roku – i tym razem przywiozłam z sobą mnóstwo zdjęć.
Skansen obejmuje ogromny teren (175 hektarów!), który podzielono na kilka części, odpowiadających regionom Litwy.
W każdej z tych części stoi wieś – jak żywa. Można spacerować opłotkami; od jednej wsi do drugiej wędruje się polnymi ścieżkami albo przez las, mostek i rzeczkę – drzewa szumią, trawy falują, pachnie zboże. Przed chałupami kwitną kolorowe i pachnące kwiaty, brzęczą pszczoły wokół uli, w cienistych sadach stoją ławeczki, w ogródkach pnie się w górę fasola i kwitną ziemniaki, pachnący groszek wije się przy ganku. Żyć nie umierać 🙂 (W skansenie jest i miasteczko, ale o nim może innym razem.)
Przy jednej z dróg stoi za płotem drewniany kościół, otoczony kolekcją przydrożnych kapliczek – „słupów”. I to je przede wszystkim chciałam Wam dzisiaj pokazać – są przepiękne, cudnie rzeźbione albo wzruszająco naiwne – każda inna, wszystkie wspaniałe.
Zresztą podobne stoją też w poszczególnych „wioskach” w całym skansenie.
Ciekawe, swoją drogą, jak dokładnie wyglądała ta kapliczka, o której myślał Mickiewicz, pisząc „Powrót taty”. W każdym razie – jak się przekonałam na własne oczy – nie bez powodu nazwał ją „słupem”. Zresztą pewnie wszyscy tam tak na nie mówili.
Pięknie rzeźbione, charakterystyczne krzyże można spotkać na Litwie nie tylko w skansenie – wciąż jeszcze stoją gdzieniegdzie przy drogach i zachwycają misternym wykonaniem.
A gdybyście się wybierali do Wilna – zajrzyjcie koniecznie do Muzeum Narodowego w Starym Arsenale. Tam także znajduje się bogata, cudowna wystawa kapliczek i krzyży przydrożnych – niesłychane bogactwo form i wzorów. Warto!
Zwłaszcza, jeśli ktoś chciałby poczuć się przez chwileczkę jak na Litwie Mickiewicza… 🙂
Bardzo ciekawy wpis! I piekne zdjecia. Pogoda sie Wam udala 🙂 Pozdrawiam cieplo!
Pogoda cudna była, jak marzenie! 🙂 Uściski!
Emilko , piękny reportaż, nabrałam ochoty na wyprawę na Litwę. Moja mama pochodzi z Pokalniszek , nigdy tam nie byłam, mam opory natury sentymentalnej. W głowie ułożyłam sobie obraz tych Pokalniszek, a na pewno rzeczywistość będzie całkiem inna. Podobno las i chaszcze.
Jednak ten skansen mnie przekonał, wieś z mojej imaginacji jak żywa.
Jadę w następne wakacje.
Uściski
ania.g
Jechać trzeba koniecznie! Nawet jeśli rzeczywistość rozmija się z wyobraźnią – jest tyle pięknych rzeczy do zobaczenia (choć często zniszczonych przez czas i historię). Ale z każdym rokiem na Litwie jest coraz piękniej, odnawia się zabytki i nie tylko zabytki – dzisiejsze Wilno już nie przypomina tego zdewastowanego miasta z mojej pierwszej wizyty w 2001 roku. Przeskok ogromny. A skansen w Rumszyszkach jest punktem obowiązkowym! Uściski!
Pani Emilio cudowne zdjęcia. Oglądając te kapliczki, ich architekturę – może to troszkę za duże słowo, przyszły mi na myśl bóstwa słowiańskie ona też bardzo często były w formie takich słupów. To dla mnie ma niesamowitą siłę ta słowiańskość połączona z wiarą katolicką i ja się z tym bardzo utożsamiam.
To prawda! Nie pomyślałam o tym, ale rzeczywiście tak jest i pewnie ta forma słupa-kapliczki wywodzi się z pogańskich figur. Wszystko to jest bardzo ciekawe, kusiło mnie nieraz, żeby się zająć etnografią i etnologią – fascynująco byłoby śledzić te przenikające się światy i wpływy, które tak dobrze widać w kulturze ludowej. Pozdrawiam Panią serdecznie i dziękuję za komentarz! 🙂
To niesamowite ile elementów z dawnych wierzeń było i jest obecnych w naszych czasach, mnie też to bardzo fascynuje i jak widzę te piękne zdjęcia to odzywa sie we mnie właśnie ta słowiańskość również pozdrawiam serdecznie
Dzień dobry,
piękny wpis, a po zdjęciach widać artystyczną i wrażliwą duszę. Poprzez wersy „prześwituje” także fascynacja SŁOWEM, jak widać, o jednym tylko SŁOWIE można napisać, bez mała, pracę magisterską. A u Mickiewicza takich słów-kluczy, o tejemnych znaczeniach, wieloznacznych, zmuszających do poszukiwań, jest mnóstwo.Zazdroszczę tego „nurzania się” w klimacie mickiewiczowskich ballad.Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że „ciąg dalszy nastąpi”.
Dziękuję! O, tak, w SŁOWIE jest moc! 🙂 Zapraszam do nurzania się w balladach razem ze mną, każdy może! 😉
Pięknie tam! Też chciałabym odwiedzić kiedyś Litwę Mickiewicza, ale i Litwę Miłosza 🙂
Koniecznie! W dodatku jak już raz tam człowiek pojedzie, to potem ciągle musi wracać. Przynajmniej ja tak mam 🙂
Emilko, dziękuję za taki piękny wpis. Cudowne zdjęcia! W Wilnie byłam w 2006 roku. Chyba najwyższy czas znowu wybrać się w te strony. Rumszyszki kuszą 🙂
Wybrać się, wybrać, Olu! Od 2006 zmieniło się dużo na jeszcze lepsze! Wilno pięknieje z każdym rokiem 🙂 A Rumszyszki… ach!
Miałam to samo wydanie „Ballad i romansów”. Też rysunki wydawały mi się straszne. Czasem myślę, że to jest jakiś pozytywny aspekt czasów mojego dzieciństwa (nienajlepszych czasów), że jak z kimś rozmawiam o danej książce, to mamy przed oczami to samo wydanie.
Warto też pojechać na dzisiejszą Białoruś. Ona dla Mickiewicza też był Litwą. W Nowogródku nadal czuć ducha wieszcza.
Zamawiam „Ballady…”, pozdrawiam i czekam na informacje o spotkaniach, zwłaszcza tym w Warszawie.
Tak, też lubię, kiedy rozmawiam z kimś o książce i okazuje się, że mówimy o tym samym wydaniu – daje to szczególne poczucie więzi czy też wspólnoty 🙂 Białoruś – nie byłam, a przecież rzeczywiście to ona przede wszystkim była Litwą Mickiewicza. Muszę się w końcu wybrać i tam, zobaczyć Świteź na własne oczy 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Aha, a spotkanie w Warszawie będzie 14.10, w Muzeum Literatury. Wkrótce podam więcej szczegółów 🙂
Piękne miejsca odwiedzasz. Miło, ze się nimi dzielisz. Nigdy nie widziałam takich „słupów” na żywo. Pamietam kapliczkę u babci, była umocowana na drzewie. Biegałyśmy do niej z kuzynkami, śpiewać Majówki w sierpniu. A któż dzieciom zabroni :).
Lubię te nadrzewne! Pod zielonym i szumiącym dachem 🙂
Uściski!
Śliczne zdjęcia! Pozdrawiam 🙂