O 165. rocznicy śmierci Adama Mickiewicza piszą dziś wszyscy i wszędzie – więc i ja odczułam potrzebę wspomnienia tutaj tej wspaniałej postaci. Będzie to wspomnienie osobiste.
Mickiewicz towarzyszy mi przez większość życia, właściwie się z nim nie rozstaję. Najpierw, w dzieciństwie, oczarowały mnie Ballady i romanse zilustrowane przez Antoniego Boratyńskiego. Z owych tekstów wyłaniał się niezwykły, mroczny, tajemniczy świat, a ilustracje – choć nie były „piękne” w taki sposób, w jaki piękno odczuwa dziecko – bez wątpienia oddawały nastrój grozy i niesamowitości.
.
.
Potem, w czasach licealnych, zachwyciły mnie Dziady. To uczucie, zwielokrotnione, powróciło na studiach polonistycznych na Uniwersytecie im. (jakże by inaczej) Adama Mickiewicza. Był to dla mnie czas ponownego, znacznie głębszego i bardziej dociekliwego odkrywania twórczości wieszcza. Wtedy również, śladami młodego Adama, śladami Konrada, śladami filomatów i carskich kibitek, po raz pierwszy spacerowałam po Wilnie (Wilno też pokochałam na zawsze!). Pisałam o Mickiewiczu prace zaliczeniowe (o samotności w jego poezji, o lirykach lozańskich), a na koniec powrócił do mnie podczas pisania pracy magisterskiej, którą poświęciłam (na przekór teoriom o „drugim Słowackim”) K.K. Baczyńskiemu, w poezji którego tropiłam wpływy Mistrza Adama (skutecznie!). Praca nosiła nawet tytuł: Kołnierzyk Mickiewicza.
.
Minęło parę lat, zaczęłam pisać książki. Dla dzieci. A jednak i tu wkradł się Mickiewicz, którego postać i twórczość zapragnęłam przybliżyć młodym czytelnikom! Pamiętając, jak silne wrażenie w dzieciństwie zrobiły na mnie ballady, napisałam „Łowy”. W pierwotnym zamyśle miała to być opowieść o małym Adasiu, ale ostatecznie stała się zagadkową historią osnutą (luźno) na „Świteziance”. Mały Adaś mignął jedynie w tle, na pierwszy plan zaś wysunęła się kilkunastoletnia Maryla Wereszczakówna i jej brat, Michał.
.
Minęło kolejnych parę lat; wciąż niezmiennie przywiązana do Mickiewicza, nadal z myślą o młodych czytelnikach, postanowiłam napisać komentarze do „Ballad i romansów”, tej książki, od której zaczęła się moja znajomość z wieszczem. I napisałam je, pod okiem samego Mistrza Adama, który surowo i groźnie spoglądał mi przez ramię z portretu (portret wisi za moimi plecami, kiedy siedzę przy biurku, a wisi już długo, bo dostałam go w prezencie na osiemnaste urodziny).
.
Właściwie Mickiewicz jest ze mną przez cały czas. Nieustannie obecny w cytatach, we frazach, które ni stąd ni zowąd rozbrzmiewają w głowie, w rymach, w obrazach, w skojarzeniach. Pewnie to właśnie oznacza powiedzenie, że poeta „żyje w swoich wierszach”: żyje w innych ludziach. Słowa, które zapisał, osobiście dobrał, ułożył w takim a nie innym porządku – krążą w nas i między nami. Już na zawsze.
Zawdzięczam Mickiewiczowi wiele, bardzo wiele wzruszeń, zachwytów i olśnień. Wciąż wracam do jego wierszy. Wierzę, że jest wśród Was wielu czytelników Mistrza Adama. Ale jeśli nie przepadacie za jego twórczością, może właśnie dziś, przy okazji tej rocznicy, spróbujecie spojrzeć na nią świeżym okiem? A nuż do Was przemówi?
Ballady i romanse z komentarzami Emilii Kiereś, ilustracje: Marianna Sztyma, wyd. ART Egmont
Emilia Kiereś, Łowy, ilustracje autorki, Wydawnictwo Akapit Press
Cześć, Emilko! Dzięki za świetny wspomnieniowy wpis. Obudziłaś nim moje świeżutkie całkiem wspomnienie o wakacyjnej podróży śladami Adama M., pięknie było! 🙂
Z serdecznym pozdrowieniem!
Z niewiadomych względów podróże śladami Adama M. zawsze są piękne! 😉
Pozdrawiam serdecznie!