A w lutym…

Dziś od rana:
– niebo jest błękitne w białe chmurki;
– słońce oświetla iglaki tak pięknie, jak gdyby pod nimi wcale nie leżał śnieg;
– ktoś w sąsiedztwie niestrudzenie przycina gałęzie piłą elektryczną (luty! przycinamy gałęzie drzewom! wiosna tuż tuż!);
– mazurki kłócą się w żywopłocie, a kosy podjadają rajskie jabłuszka;
– herbata smakuje doskonale jak zawsze;
– listonosz przyniósł miłe listy;

krzepiącą świadomością, że wszystko jest tak, jak być powinno i że świat zmierza bez przeszkód ku wiośnie, pracuję więc spokojnie, choć z werwą (to wcale nie sprzeczność!) 🙂

Tym razem na warsztacie „Miedziany listek”, którego kształt staje się coraz bliższy ostatecznemu. Piszę w nim o tym, jak kończy się lato i zaczyna jesień, a potem o jesieni, która powoli przechodzi w zimę. I tak, zanurzona w cyklu zmieniających się pór roku, szlifuję i wygładzam. I lubię Tereskę, coraz bardziej! 🙂